wtorek, 28 sierpnia 2012

Przestrzeń.

Już prawie skończyłam organizować swoją nową przestrzeń. Przeniosłam się do pokoju, który należał do mojego brata. Najpierw musiałam go wyremontować, bo odkąd go nie ma z nami, niewiele w nim się działo. Mój kot miał tam swój raj- tapety, na których mógł trenować  pazury. Ściany wyglądały tragicznie, więc niezwłocznie trzeba było przeprowadzić remont.
No i tak to się zaczęło. Mama zadecydowała o remoncie w tym pokoju (jak z resztą o wszystkim, co dotyczy K., Jego rzeczy, ubrań, książek, pamiątek po nim...) i o tym, że mam się tam wprowadzić.
Jeszcze rok temu moim największym marzeniem była przeprowadzka do własnego pokoju (niestety do tej pory musiałam żyć ze współlokatorkami- dwiema siostrami)! Jednak w tych okolicznościach nie byłam przekonana, czy to dobry pomysł. Po pierwsze oznacza to definitywny koniec. Ostateczne pożeganie z Nim, bo do tej pory jego nieobecność w domu była dla mnie czymś przejściowym. Często siedziałam u niego w pokoju, sama lub z Minchiego, czułam się tak, jakby K. gdzieś wyjechał, a ja podczas jego nieobecności "pożyczam" sobie jego lokum. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że on już nie wróci. Po drugie: Czuję się tak, jakbym zabierała jego własność. Czy on może się pogniewać o to, że zajęłam jego miejsce?


Teraz powinnam siedzieć i się uczyć, ale przez te wszystkie rozkminy nie potrafię się skupić. Nistety nikogo to nie obchodzi. Postaram się więc jakoś zebrać do przysłowiowej "kupy" i coś wreszcie ogarnąć. Pani Socjo i Pan Magister czekają na moją wiedzę z utęsknieniem...


poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Wreszcie jestem!

Ile czasu musi upłynąć, aby człowiek znalazł wolną chwilę i trochę chęci na wprowadzenie (choćby niewielkich!) zmian w swoim życiu? Odpowiedź brzmi: DUŻO, czasem nawet bardzo.
Wreszcie pożegnałam się z moim poprzednim blogiem, z którym nie potrafiłam współpracować. Mam nadzieję, że z tym uda mi się kooperować śpiewająco.

Wracając do kwestii czasu... Myślę, że nie jest to odkryciem na skalę światową, że czas płynie niemożliwie szybko i nie ma dla nas litości. Gdy dzieje się coś miłego, ciekawego, pięknego- gna jak szalony. nie pozwalając nam dostatecznie się w tym zanużyć, rozsmakować i trwać.
Właśnie tak niewiarygodnie szybko minęła mi moja (krótka) podróż do Wilna. Na szczęście mam setki zdjęć "pstrykniętych" przeze mnie lub Minchiego, gdzieś w wąskich uliczkach uciekajacych od Ostrej Bramy.

Korzystajmy z czasu, który jest nam dany!



P.S.  Drogi Blogu, liczę na owocną współpracę :).